Już nie „Millenialsi czy „Zetki” – obecnie tak zwane pokolenie „C” czyli „connected”, tj. osób „zawsze podłączonych” do sieci, staje się kluczowe dla przyszłości firm. Dla pracodawców to szansa na wyższy potencjał innowacyjności na drodze do rozwoju organizacji.
O tym, że różne pokolenia mają przypisane do siebie „łatki” w postaci haseł typu: Baby Boomers, Generacja X, Millenialsi czy ostatnio Zetki, nie trzeba nikogo przekonywać. Na całym świecie pod dyktando firm HR przyjmuje się klasyfikacje pracowników stworzone według kryterium wieku. Ostatnio jednak coraz częściej słychać kolejną literkę, a mianowicie „C”. Pochodzi ona od słowa „connected”, co w języku angielskim oznacza „połączony”.
Connected, czyli?
Mianem generacji „C” określa się osoby, które na stałe są „podłączone” do sieci Internet. Są codziennie obecne w mediach społecznościowych, i to nie tylko w obszarze komunikacji prywatnej, ale również tej powiązanej z wykonywaną pracą. Krąg ich kontaktów oraz relacji jest różnorodny – przekracza i granice terytoriów i wieku. To cyfrowe pokolenie, jednak nie z racji daty urodzenia, ale wspólnego dorastania w świecie wypełnionym technologią. Nie ważne bowiem czy mówimy o obecnych 20-latkach, 30-latkach czy nawet 50-latkach. Jeśli sprawnie posługują się smartfonem i laptopem oraz bezproblemowo poruszają po Internecie, można ich uznać za członków generacji „C”.
Cechy generacji „C”
Lajkują, komentują, udostępniają. Są naturalnymi twórcami – wg badań przeprowadzonych na zlecenie Google 90 proc. z nich minimum raz w miesiącu tworzy treści, które później udostępnia w sieci. Chętnie wchodzą też w interakcje z innymi twórcami. Nie boją się wyrażać własnych opinii. Gdy coś nie działa, myślą kategoriami transformacji cyfrowej – świata, w którym nieustannie coś jest udoskonalane. Kiedy coś źle funkcjonuje w ich organizacji, szukają rozwiązań, zamiast dostosować się do zastanej sytuacji.
Wykładniczy wzrost pokolenia „C”
Liczebność pokolenia C zwiększa się wręcz wykładniczo, a tym samym jego wpływ na biznes. Ze smartfonem w ręku i laptopem w plecaku czy torebce łatwo zmieniają miejsce zamieszkania, a tym samym i pracodawcę. Dzięki podłączeniu non-stop z powodzeniem świadczą pracę już nie tylko w biurze, ale w domu lub… na łonie natury.
Pracodawcy idą z duchem czasu
Wydaje się, że pracodawcy bardzo dobrze zdają sobie sprawę ze zmieniających się realiów rynku pracy oraz ewoluujących wymagań pracowników. Dlatego coraz chętniej umożliwiają zdalną pracę. W praktyce przecież nie liczy się czas przebywania w miejscu pracy, ale jej wykonanie, czyli realizacja wyznaczonych zadań.
Technologia z „C”
Co ważne, pokoleniu „C” dodatkowo sprzyjają coraz to nowe rozwiązania technologiczne. Już nie tylko Skype, ale cała masa różnych innych komunikatorów, sesji chat, aktywnych stron www, czy nawet kolejnych funkcjonalności mediów społecznościowych. Nie tyle pomagają generacji „C” w pracy, ile zapewniają im nieograniczony kontakt z kolegami z „pracy” czy przełożonymi, a nawet klientami.
Już nie tylko „wolne zawody”
Jeszcze kilka lat temu z pracą zdalną mieli do czynienia głównie freelancerzy, osoby zajmujące się copywritingiem, działalnością PR-ową, grafiką komputerową etc. Obecnie za pośrednictwem sieci pracuje cała rzesza specjalistów z zakresu m.in. rozwoju oprogramowania, zarządzania projektami, obsługi klienta, windykacji, analizy danych, a nawet finansów i księgowości. Odrębną kwestą jest bezpieczeństwo danych, ale to całkiem inny temat.
Rynek pracy 2020
Skoro coraz więcej zawodów ma możliwość funkcjonowania w rzeczywistości wirtualnej, to i pracownicy dołączają do takich firm, które zapewniają im możliwość pracy tam, gdzie chcą lub tam gdzie w danym momencie się znajdują.
Czy możemy sobie wyobrazić, że pracownik działu IT, pracuje w kawiarni przy molo w Sopocie, asystent działu sprzedaży w rodzinnym domu w Chełmie, a szef działu marketingu w biurze w Poznaniu? Oczywiście, że tak i zapewne coraz częściej taki scenariusz będziemy obserwować.