Horror Rekrutera

Diversity Hands Recruitment Search Opportunity ConceptWyobraźmy sobie następującą sytuację… Rekruter otrzymuje projekt – publikuje ogłoszenie, czeka na aplikacje. Przychodzi kilkadziesiąt naprawdę ciekawych CV. Wszystkie osoby zaproszone do rekrutacji pojawiają się na spotkaniach. Wybór najlepszego kandydata nie jest łatwy, ale udaje się – wybraniec z radością przyjmuje ofertę! Zmotywowany nie może się już doczekać pierwszego dnia pracy. Rekruter zamyka projekt, poszło szybko i sprawnie…. Brzmi dobrze? Wręcz bajecznie! No właśnie… problem w tym, że to bajka. A rzeczywistość pisze nieco inne scenariusze – dla rekruterów, zwłaszcza w branży finansowej, zwykle są to horrory, choć osobiście woleliby występować w bajkach.

Z dziennika rekrutera …

Codzienność rekrutera w branży finansowej czy konsultingowej nie jest łatwa. Sytuacje, w których spośród 10 osób zaproszonych na spotkania rekrutacyjne pojawia się połowa, wcale nie należą do rzadkości. Czasem ta połowa to już sukces! Kandydaci coraz częściej nie przychodzą na spotkania, o czym rekruter dowiaduje się po fakcie – gdy mija 15 minut od umówionego terminu, a koleżanki z sekretariatu mówią „Nikt nie przyszedł”. Najczarniejsza wersja tego scenariusza jest wtedy, gdy mamy projekty wyjazdowe – harmonogram spotkań jest wówczas bardzo napięty, ponieważ trzeba cały proces skumulować w 2 czy 3 dni. Kandydaci są oczywiście o tym informowani i proszeni o jakąkolwiek wiadomość, choćby krótkiego sms-a, jeśli nie będą mogli się zjawić lub rezygnują z udziału w rekrutacji. Mimo zapewnień, nie informują.. A tracą na tym wszyscy: rekruter, inni kandydaci, którzy mogliby zostać zaproszeni na to miejsce no i sam Zainteresowany. Jedna decyzja blokuje kilka osób.

Oczywiście zawsze może być gorzej – zdarza się też tak, że kandydat na spotkanie przyjdzie, ale nie wytrwa do końca i ulatnia się w przerwie między kolejnymi etapami rekrutacji. Może nie zasmakowała mu kawa, bo przecież prosił o herbatę z miodem i z cytryną lub zimny sok pomarańczowy, którego nie mieliśmy. Trzeba bowiem pamiętać, że jeśli już poświęci swój czas, chce być należycie obsłużony.

Czasem owszem – wytrwa do końca, przejdzie pomyślnie cały proces, przyjmie z radością ofertę, ale.. nie pojawi się pierwszego dnia w pracy. Albo następnego. To typ kandydata widmo – pojawia się i znika.

Poza znikającymi kandydatami, spotyka się też takich, którzy lubią odbijać piłeczkę i grać w grę „pytanie za pytanie”. Kandydat, poproszony o opowiedzenie trudnej, stresującej sytuacji z pracy, zdawkowo odpowiada, po czym pyta: „A Pani? Co Panią stresuje w pracy?”. Zaczynam się wówczas zastanawiać, kto kogo chce zatrudnić.

Niekiedy osoby rekrutujące oraz aplikujące rozmijają się już na etapie próby umówienia terminu spotkania. Aplikant bowiem owszem, jest zainteresowany udziałem w rekrutacji, ale nie ma czasu na rozmowę – informuje, że może spotkać się tylko po 18:00, ewentualnie w weekend. Ale sam chce pracować od 8:00 do 16:00, bez nadgodzin. Student z kolei musi przygotować się do egzaminów, więc może wziąć udział w rekrutacji najwcześniej za dwa tygodnie, po sesji. A deadlinowy zegar na biurku rekrutera tyka…

Co się dzieje, że zamiast bajki z happy endem rekruterów czeka żmudna przeprawa przez projekt pełen znikających kandydatów-widmo, rosnących wymagań, atakujących pytań i głuchych telefonów? Czy reżyserem horroru jest tylko kandydat? A może po prostu rzeczywistość, w której się znajduje, determinuje jego zachowania? W końcu rynek pracownika robi swoje, kandydat ma wybór, a pracodawca musi się postarać, aby jego oferta była atrakcyjna – więc dlaczego z tego nie korzystać? Być może tak właśnie jest. Aczkolwiek nigdy nie wiadomo, kiedy sytuacja się odmieni, więc czy warto palić za sobą mosty drogi Kandydacie?

Więcej o sytuacji na rynku pracy piszemy w najnowszym raporcie Boom na rynku pracy wpędza firmy w kłopoty

Monika Łosiewicz
Specjalista ds. potencjału ludzkiego
Grant Thornton

 

Zobacz także

Skomentuj